poniedziałek, 22 grudnia 2025 20:06
Reklama
Reklama

Mieszkańcy uważają, że działalność fundacji to fikcja. Prezes nie komentuje sprawy

Do naszej Redakcji zgłosiło się kilka osób, zarzucających jednej z fundacji niewłaściwe działanie. Jak mówią, organizacja nie ma pod sobą żadnych podopiecznych, a tych, których miała kilka lat temu, wykorzystywała do ciężkich prac fizycznych. - Żeby dostać pomoc to trzeba było pracować, chodzić i grabić codziennie, sadzić drzewka wokół domu – mówi nam pani Joanna (dane do wiadomości red.). Dodatkowo, otrzymaliśmy informację, że sekretarz fundacji nawet nie wiedziała, że przez lata pełniła taką funkcję. Dziś ma płacić spore sumy z tytułu zaległości w składkach ZUS organizacji. Zarzuca prezesowej podrabianie podpisów. Z kolei prezes fundacji unika kontaktu z mediami. Gdzie leży prawda? Czy organizacja, która ma nieść pomoc potrzebującym, naprawdę ją niesie? 
Mieszkańcy uważają, że działalność fundacji to fikcja. Prezes nie komentuje sprawy

Do naszej Redakcji wpłynęło w ostatnim czasie wiele sygnałów dotyczących nieprawidłowości obserwowanych w jednej z fundacji działającej na terenie powiatu starogardzkiego. W jej zarządzie znajdują się mieszkańcy gminy Pelplin. Pomoc miała płynąć m.in. na teren gminy Gniew czy Pelplin.

 

„Kazała nam sprzątać i krzyczała na nas”

Podstawowym zarzutem, stawianym przez naszych Czytelników, było to, że fundacja nie ma pod swoją opieką żadnych podopiecznych.

- Tam nie ma w ogóle dzieci – mówi nam pani Katarzyna (dane do wiadomości red.), jedna z mieszkanek wsi, w której znajduje się siedziba fundacji.  - Podobno przyjeżdżają tam dary, ale nie wiem co się z nimi robi, na pewno ludzie z naszej wsi tego nie dostają. Ponoć są tam tylko dwie osoby w tym budynku – zauważa nasza rozmówczyni.
Jak słyszymy, nasza Czytelniczka również była pod opieką fundacji. Zrezygnowała jednak ze wsparcia jakie otrzymywała, ponieważ jak mówi, była wykorzystywana.
– Pani prezes zawsze miała jakieś pretensje, kłóciła się o wszystko. Jak szliśmy po dary to ona zawsze miała wymówki, mówiła, że musimy robić. Kazała nam sprzątać i krzyczała na nas. Tak to wyglądało.

Zdaniem kobiety, wszystko co się dostawało w darach, trzeba było odrobić pracując u pani prezes.

- Hakowałam kwiaty, musieliśmy z mężem i córką malować oraz wykonywać inne prace. Tutaj nic nie było za darmo. Trzeba było też ładować drewno do piwnicy, które miało być podzielone między biednych, a ona ten opał sama dla siebie brała. Ale nie to było najgorsze. Pewnego razu zachorowałam, nie miałam siły przyjść. Wtedy zadzwoniła i mnie wyzwała. Rozłączyłam się, bo nie mogłam tego dalej słuchać. W tej chwili chyba już nikt nie korzysta z pomocy fundacji, bo prezes wyzwała wszystkich, ciągle o wszystko krzyczała – wspomina nasza rozmówczyni.


„Dary” trzeba było odpracować

Pani Katarzyna mówi, że zasada zawsze była jedna: aby dostać, trzeba było na to zapracować. Ludzie się na to godzili, w ramach takiego odpracowywania „darów”, posprzątali między innymi park wokół dworku. (...)


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu portalpomorza.pl z siedzibą w Tczewie jest administratorem twoich danych osobowych dla celów związanych z korzystaniem z serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania.

Komentarze

Reklama
Reklama
Reklama
zachmurzenie umiarkowane

Temperatura: 3°C Miasto: Gdańsk

Ciśnienie: 1023 hPa
Wiatr: 4 km/h

Reklama
Reklama
Ostatnie komentarze
Reklama