- Odetchnął pan z ulgą po informacji, że nie będzie próby organizacji referendum w sprawie odwołania burmistrza?
- Nie, zresztą od początku nie bałem się zapowiedzi referendum. Oprócz wyborów istnieją też nadzwyczajne metody weryfikacji społecznego poparcia polityków. To prawo demokracji. Jednak to ostatnie (w sprawie Straży Miejskiej - dop. red.) pokazało, że doprowadzenie do odwołania nie jest takie proste. Mobilizacja społeczna wymaga dużo większej aktywności, niż wykazali to inicjatorzy referendum.
- Po wyborach sprzed półtora roku i ostrej rywalizacji, mógł się pan spodziewać, że początki urzędowania nie będą łatwe. Pojawiły się głosy krytyki.
- Może z boku to tak wygląda, ale my nie mamy w Pelplinie zwartego bloku opozycji. Są tematy, co do których się zgadzamy, ale są też takie które nas różnią. Co do inicjatorów referendum... Są wśród nich osoby, które w wyborach samorządowych startowały z naszych list i dziś także one mają prawo do krytyki.
- Może mają o coś żal...
- Nie czas żałować róż, gdy płonie las. Trzeba robić swoje. Nikt nie mówił, że droga będzie łatwa. Ona wymaga wielu wyrzeczeń z mojej strony i moich współpracowników. Maszerujemy równym tempem i zmieniamy nasze otoczenie. Maruderzy zostają z tyłu.
- Półtora roku po wyborach przeciwnicy zarzucają panu i tu można wymieniać: zwiększanie zatrudnienia w urzędzie mimo kiepskich finansów gminy, bierność w zakresie pozyskiwania nowych inwestorów czy nieobniżenie pensji mimo zapowiedzi w kampanii. Co pan na to?
- Po pierwsze w stosunku do każdego z tych zarzutów wolno mi trochę więcej, bo m.in. dzięki mojej inicjatywie przybyło 1,8 mln zł z tytułu niezapłaconych podatków od wiatraków. To ogromny zastrzyk finansowy, który pozwolił nam stanąć na nogi. W urzędzie nowym pracownikiem jest asystent, który robi wiele rzeczy. Pamiętajmy jednak, że poprzednia pani sekretarz była sowicie wynagradzana, w odróżnieniu do obecnego sekretarza, który jest emerytem. Przyszły nowe zadania związane z programem 500+, dlatego uruchomiliśmy etat pokryty z rządu. Mało tego, struktura urzędu nie jest jeszcze zakończona, aby sprawnie administrować gminą. Nie rozumiem zarzutów w sprawie inwestorów. Jesteśmy z firmami w stałym kontakcie. Mamy kolejne oferty. Przygotowujemy 16 ha strefy ekonomicznej, toczy się dyskusja z inwestorem, które chce budować w naszej gminie duży zakład. Powstaje nowa inwestycja w Rudnie, która będzie się powiększała i związana jest z docelowym przeniesieniem działalności zakładu do Pelplina. Duże nadzieje wiążemy z terenem po cukrowni. Inwestorzy przyjdą do nas, ale musimy mieć tereny i uzbrojenia. (...)
Cały tekst znajdziesz w papierowym wydaniu Gazety Tczewskiej!







Napisz komentarz
Komentarze