Zatrudnieni w „budowlance” regularnie odwiedzają redakcję GT. Za każdym razem stawiają podobne zarzuty: brak bądź spóźnione płatności, nieotrzymanie umowy. Tak jest i tym razem. Do redakcji zgłosiły się osoby, które twierdzą, że padły ofiarą nieuczciwych praktyk ze strony właściciela jednej z firmy z Tczewa.
„Wyrzucił mnie z zakładu”
Marek pracował od 3 października do 2 listopada ub. roku. (jako jedyny nie obawia się podania swoich danych).
- Umowa między nami była 10 zł/godzinę. W październiku szef mówił, że jest szansa zatrudnienia na dłużej. Było nas czterech. Umowy jednak nie dostaliśmy. Któregoś razu przyjechał, wyciągnął z bagażnika kilka kartek do podpisania i to było wszystko. Mężczyzna twierdzi, że przy dociepleniu przepracował 200 godzin i były szef ma u niego dług w wysokości 2 tys. zł.
- 13 listopada poszedłem po wypłatę, ale usłyszałem, że żadnych pieniędzy nie dostanę. Właściciel powiedział, że robota była źle wykonana, chociaż wcześniej nie zgłaszał poważnych uwag. Zresztą sam mógł dopilnować, żeby wszystko było ok. Wyrzucili mnie z zakładu. Chciałem iść do sądu, ale machnąłem na to ręką.Równie źle współpracę z tczewską firmą budowlaną wspomina inny właściciel, które wykonywał dla niej typowe podwykonawstwo. Jak mówi, kilka miesięcy wspólnych robót przypłacił odejściem większej części zespołu, co znacznie pogorszyło jego sytuację finansową.
- Dzisiaj nawet nie mam pieniędzy, żeby się z nim sądzić - mówi mężczyzna, który prosi o anonimowość. - Do kancelarii poszedłem, by pomogli mi napisać wypowiedzenie.
Umowę podpisał 4 stycznia. Roboty skończył w połowie maja
- Na umowie mam napisane płatności do 15. każdego miesiąca, a on płacił w ratach po terminie. Przeciągał mi protokoły, np. ja mu swój dałem 4 maja, a on mi swój 17. Od razu wystawiłem mu fakturę, ale twierdził, że zapłaci w ciągu 14 dni od terminu wystawienia. Wiadomo, jak to jest na rynku. Początkowo przymykałem oko na nieterminowe płatności. Mówił, że nie ma pieniędzy, a ja musiałem zwalniać kolejnych pracowników. Ze wszystkich został mi do dziś tylko jeden, przez tę jego współpracę i płacę. Co więcej mężczyzna twierdzi, że gdy upomniał się o swoje, usłyszał wiele nieprzyjemnych słów, w tym groźby, które natychmiast zgłosił na policję.
- Gdy dowiedział się, że chcę odejść, w ogóle przestał płacić, a ja już wiedziałem, że na tej budowie nic nie zarobię. Chciałem wypowiedzieć umowę za porozumieniem stron, ale powiedział, że nie ma takiej opcji, bo nie ma rąk do pracy. Mam wrażenie, że w ten sposób dorabia się na ludziach. To nie jest normalna firma. Zdaniem naszych rozmówców podobnych przypadków ma być znacznie więcej.
- Przychodzą ludzie do pracy, obiecuje się im 10-12 zł/h. Pracują cały miesiąc do wypłaty, wtedy dostają 5-7 zł/h i rzucają to. Umów oczywiście nie mają. Rotacja jest olbrzymia - mówi inny z pracowników. - Spotkałem znajomego z roboty, powiedział, że zrobił 313 godz., a dostał 1600 zł na rękę…
Co na to szef firmy?
Co odpowiada na tak mocne oskarżenia właściciel? W firmie dowiedzieliśmy się, że wszelakie zarzuty nie mają pokrycia w rzeczywistości. Obawiają się, że wizyta w redakcji GT może mieć związek z działaniem nieuczciwej konkurencji, bo gdyby było inaczej, sprawy najpewniej kierowane byłyby do sądu.
- Jesteśmy po różnych kontrolach, m.in. Państwowej Inspekcji Pracy i nie mamy żadnych problemów – mówi właściciel. - Wykorzystanie, niepłacenie - to nie ta firma. Nie ma czegoś takiego, że pracownik jest nieszanowany. Przy dzisiejszym rynku, nie możemy sobie na to pozwolić.
(...)








Napisz komentarz
Komentarze