Tomasz Laskowski pochodzi z Tczewa. Tu dorastał, uczył się, spotykał z przyjaciółmi, przeżywał wzloty i upadki - to dzięki temu Tomasz stawia sobie ambitne cele, do których konsekwentnie dąży.
- Moja przygoda ze stipplingiem zaczęła się ok. 20 lat temu, wtedy zacząłem tworzyć konkretne prace – mówi artysta. - Swoje pierwsze kroki stawiałem już jako nastolatek. Najpierw malowałem obrazy farbami akwarelowymi, to przyszło tak samoistnie.
Obrazy wykonywane długopisem żelowym na kartce A4 mogą mieć nawet setki tysięcy kropek. Jak mówi sam artysta, czasem ciężko je zliczyć. - Na minutę robię ok. 500 kropek. Nie ma określonego czasu powstawania grafik, wszystko zależy od tego co wykonuję. Czasem robię coś na poczekaniu, a czasem potrzebuję więcej czasu – wyjaśnia rozmówca.
Jedyny taki artysta w Polsce?
Jak udało nam się dowiedzieć Tomasz Laskowski jest w Polsce jedną z bardzo niewielu osób zajmującą się właśnie taką metodą tworzenia grafik. Jego ilustracje są w wielu książkach, takich jak „Cyrograf na grzech”, oraz w tomikach wierszy.
- Moje prace wzbudzają duże zainteresowanie nawet wśród obcokrajowców. Często, gdy wstawię zdjęcie swojej pracy na portal społecznościowy, urywają się telefony. Ludzie pytają za ile ją sprzedam. Ostatnio na przykład dzwoniła do mnie pewna osoba i zapytała mnie, ile tysięcy będzie kosztowała moja najnowsza grafika. Roześmiałem się i odpowiedziałem, że nie chcę tak wielkiej sumy. Sprzedałem ją za bardzo niewielkie pieniądze. Robię to z potrzeby serca, nie dla zarobku – opowiada Tomasz.
Artysta bez dachu nad głową
Nasza rozmowa odnosiła się głównie do grafik wykonywanych techniką stipplingową. Dostrzegliśmy jednak w oczach naszego rozmówcy jakiś lęk, niepokój i smutek. Po krótkim namyśle powiedział coś, w co trudno było nam uwierzyć. Z pewnością osoby spotykające Tomasza Laskowskiego na ulicy nigdy nie domyśliłyby się, jak ciężko ma w swoim życiu.
- Jestem osobą bezdomną – westchnął nasz gość. - Jak wcześniej wspomniałem malowałem kiedyś obrazy farbami. Dużo piłem. Usiadłem kiedyś przy stole z kartką, a w ręku trzymałem długopis, można powiedzieć, że byłem na kacu. Zaczęła mi drżeć ręka i w ten sposób zacząłem kropkować. Teraz zmieniam swoje życie. Zgłosiłem się na leczenie, nie chcę więcej pić – powiedział zamyślony.
Trzy miesiące jak trzy lata...
Do nałogu przyczyniło się wiele czynników. Jednym z nich było niesłuszne zamknięcie w więzieniu.
- Gdy przebywałem w schronisku świętego Alberta przyjechali po mnie funkcjonariusze policji i zatrzymali twierdząc, że jestem poszukiwany przez wymiar sprawiedliwości. Wylądowałem w wiezieniu. Jak się potem okazało, nie byłem tą osobą, której poszukiwali, była to jedynie zbieżność nazwisk, którą od samego początku próbowałem im wytłumaczyć. Wypuścili mnie po trzech miesiącach, ale wydawało mi się wtedy, jakby to były nie trzy miesiące, a trzy lata. Od samego początku pobytu w więzieniu pisałem pamiętnik. Nie jestem osobą żądną konfliktów, ale postanowiłem żądać przeprosin i odszkodowania. Państwo przecież powinno służyć obywatelom, a nie zamykać ich w więzieniach – mówi Tomasz.









Napisz komentarz
Komentarze