W historycznym Śródmieściu Gdańska powstają nowe budowle. Cieszy zainteresowanie inwestorów najcenniejszymi terenami naszego miasta. Mniej wesoły jest kształt tych budowli. Zdarzają się wśród nich prawdziwe nieporozumienia. Przyjrzyjmy się im bliżej.
Jednym z pierwszych przykładów odejścia od założonych pryncypiów odbudowy Głównego Miasta był gmach Teatru Wybrzeże na Targu Węglowym.
Złego początki: kanciasty łącznik rozpycha siedemnastowieczny mur, pseudo-kamieniczki o fasadach uproszczonych do granic prymitywizmu
Zamiast dawnego uroczego „młynka do kawy bez korbki” powstał betonowy kloc z „efektownie” przeszkloną fasadą … i dwa razy mniejszą liczbą miejsc na widowni. Zderzenie z arcydziełem niderlandzkiego renesansu – obberghenowską Zbrojownią – jest brutalne i czas go nie łagodzi, z żadnej strony. Wystarczy zajść na uliczkę Teatralną, by zobaczyć jak kanciasty łącznik rozpycha siedemnastowieczny mur. Wydano wielkie pieniądze na gmach, a należąca do zespołu Zbrojowni „Stara Apteka” dotychczas nie odzyskała pięknego szczytu, że nie wspomnę o pourywanych rynnach… Ciekawe, czy Urząd Konserwatorski kiwnął choć palcem, by jej przywrócić dawną świetność?
Najjaskrawszym współczesnym przykładem jest hotel „Hilton”. Proszę dobrze zrozumieć: nie mamy nic przeciwko hotelowi, dobrze, że jest i służy ludziom. Chodzi o architekturę. Od strony ul. Wartkiej jest wprawdzie co najmniej o jedną kondygnację za wysoki, przez co przygniata optycznie basztę Łabędź, ale kształt architektoniczny mógłby być do przyjęcia. Znacznie gorzej wygląda elewacja od Targu Rybnego. Opinia jest powszechna: te pseudo-kamieniczki, o fasadach uproszczonych do granic prymitywizmu, wyraźnie się cenionemu poza tym autorowi nie udały. Słabe zróżnicowanie sprawia, że odbieramy je jako jeden blok o sztucznych kształtach. Kontrasty kolorystyczne i fakturalne można by pochwalić, gdyby nie to, że odmienne ciemne fasady „ozdobiono” troszeczkę jaśniejszymi płytami w chaotycznym układzie. Z daleka wyglądają jak pochlapane błotem, z bliska rażą bezładem.
Zespół „Symfonia” – spokojniejszy - ale i jemu można zarzucić zbytnie uproszczenia i odpucowanie na „wysoki połysk”. W tym samym stylu – „Admirał”
Spokojniejszy jest zespół „Symfonia” na Nabrzeżu Rybackim, ale i jemu można zarzucić zbytnie uproszczenia i odpucowanie na „wysoki połysk”. Jeden zysk z obu budowli: w zestawieniu z nimi odbudowana w zgodzie z historią przeciwległa pierzeja Targu Rybnego zachwyca pięknem. Nie najgorzej prezentuje się też pełen fantazji „krzywy” hotelik na rogu Sukienniczej.
Kolejny przykład: przy ul. Tobiasza powstaje hotel „Admirał” (to dobrze), w tym samym stylu (to źle), który nazwałbym komputerowym prymitywizmem, choć na komputerze można przecież rysować także bogatsze kształty. Sądząc z pojawiających się w mediach obrazków tutejsze „niby-kamieniczki” mają być mocno przeszklone i zwieńczone u góry kanciastymi szczytami. Władze konserwatorskie wszystko to zatwierdzają, nie bacząc na to, że jesteśmy na terenie Pomnika Historii. Dla porównania warto się przyjrzeć dawnej zabudowie drugiej strony tej ulicy, niebogatej, lecz pełnej harmonii i indywidualnych rysów. Był wśród niej dom Wilhelma Lindego, rodzonego brata polskiego leksykografa z Torunia, Samuela Lindego. W 1827 r. bawił tu młodziutki Fryderyk Chopin. Dlaczego nie można powtórzyć chociaż paru fasad? Boimy się posądzenia o zdrożną chęć rekonstrukcji? Pozostałe „kamieniczki” – mimo wszystko lepsze niż „Hilton” – łatwiej byłoby wtedy zaakceptować.
Te błędne warunki, które legły u podstaw uchwalonego planu zagospodarowania przestrzennego, powinny być zmienione
Strach przed „zarzutem” rekonstruowania widać niestety także w najnowszej wizji spichlerzy nad Motławą – od „Deo” do Zielonego Mostu. Przy całej pomysłowości w różnicowaniu fasad odbieramy ich zespół jako jedną ścianę, w dodatku zbyt wysoką. Nadmierne wysokości nie są zresztą winą projektantów, bo takie, niezgodne z historią, dopuszcza Urząd Konserwatorski. Podobnie jest na Stągiewnej, gdzie ustalono dla północnej strony wysokość 33 m – o 6 m większą niż dominanta architektoniczna wielkiej Stągwi! Drastyczne zwichnięcie proporcji staje się nieuniknione. Te błędne warunki, które legły u podstaw uchwalonego planu zagospodarowania przestrzennego, powinny być zmienione, zanim dojdzie do budowy i nieodwracalnego zdeformowania pięknego krajobrazu naszego miasta! Dodajmy, że mamy w Gdańsku chyba jedynego konserwatora w świecie, który publicznie głosi, że woli nowoczesność niż odtwarzanie historycznego piękna. Do tego dochodzą inne błędy, jak np. mylna lokalizacja spichlerza „Król Dawid” w podkładce historycznej do konkursu w zeszłym roku, czy zawieszone kilka lat temu w odwrotnej kolejności i dotychczas niepoprawione (!) tabliczki z nazwami czterech spichlerzy przy Chmielnej 59-62. Jak się to ma do ustawowego obowiązku ochrony dziedzictwa, lepiej nie pytać. Dla przywrócenia niepowtarzalnej atmosfery Starego Portu i dla harmonijnej relacji z pięknie odbudowanym Długim Nabrzeżem najlepsza byłaby odbudowa w dawnym kształcie fasad wszystkich spichlerzy, jakie tu stały przed zniszczeniem. Na nowoczesną architekturę jest dość miejsca w lukach między nimi.
Po co niweczyć w ten sposób efekt odbudowy?
Smuci fakt, że pracownia architektoniczna, która w konkursie na zabudowę pozostałej części Wyspy pokazała najwięcej dbałości o historyczne piękno, tym razem się „ugięła” i całkowicie zrezygnowała z rekonstrukcji. Jaskrawy kontrast między proponowanym szklanym budynkiem na rogu Chmielnej a delikatną urodą Zielonej Bramy czy drugą stroną ul. Stągiewnej musi razić każdego, kto ma choć trochę wrażliwości na piękno. Po co niweczyć w ten sposób efekt odbudowy? A modne dzisiaj i popierane przez władze konserwatorskie uzupełnianie zachowanych resztek ścian, w tym przypadku spichlerza „Woli Łeb”, szklaną nadbudową jest w istocie utrwalaniem widoku ruiny. Kojarzy się to z wystawianie ran na pokaz – „żebraczą” metodą, która może budzić litość, ale nie zachwyt. Ten bezcenny spichlerz, podobnie jak „Daleka Droga”, „Turek” i kilkanaście innych, zasługuje, by go odbudować w całości, a nie tworzyć karykaturę.
Być może nowoczesna architektura jest łatwiejsza do projektowania, ale czy musimy iść na łatwiznę?
Jak wielokrotnie pisałem, nasza Wyspa Spichrzów była czymś absolutnie niepowtarzalnym w świecie. W miastach o wysokiej kulturze rekonstruuje się najcenniejsze budowle. Przykładem może być Dom Rzeźników w Hildesheimie, kościół Mariacki (Frauenkirche) w Dreźnie, zespół Bryggen w Bergen czy Zamek Królewski w Warszawie. W Poznaniu położono kamień węgielny pod odbudowę Zamku Przemysława. Czy naprawdę nas nie stać na równie wielkie dzieło? Nie wierzę, żeby nasi architekci tego nie potrafili. Być może nowoczesna architektura jest łatwiejsza do projektowania, ale czy musimy iść na łatwiznę? Że można w Gdańsku pogodzić tradycję i współczesność, świadczy odbudowane Główne Miasto, a z nowszych osiągnięć (czy się komu podobają czy nie) – ulica Stągiewna, spichlerze na Ołowiance i między mostami, oraz ostatnio zespół hotelu „Radisson” (niegdyś „Du Nord”) przy Długim Targu.
Reklama
Architektoniczne nieporozumienia w Śródmieściu Gdańska
GDAŃSK. Pojawił się styl, który nazwałbym komputerowym prymitywizmem, choć na komputerze można przecież rysować także bogatsze kształty mówi prof. Andrzej Januszajtis. -m Władze konserwatorskie wszystko to zatwierdzają, nie baczą, że jesteśmy na terenie Pomnika Historii.
- 14.05.2011 00:00 (aktualizacja 01.04.2023 12:39)

Reklama











Napisz komentarz
Komentarze