- Za nami dwa mecze ekstraklasy, w których Lechia pokonała 2:1 Arkę oraz rozgromiła na wyjeździe 6:2 Cracovię. Spodziewaliście się tak udanego początku?
- Analizując przed sezonem terminarz wierzyliśmy, że na początku rozgrywek możemy mieć na koncie sporo punktów. Graliśmy do tej pory z zespołami, które teoretycznie nie zaliczają się do ligowej czołówki. I bardzo dobrze, że piłkarzom udało się to wykorzystać. Trudniejsi rywale dopiero przed nami, a wtedy o punkty będzie zdecydowanie ciężej. Na razie mamy maksa.
- I maksa, czyli 9 punktów, powinniście chyba mieć po niedzielnym meczu z Odrą Wodzisław, w którym będziecie faworytem. Kibice nie wyobrażają sobie, aby po tak udanym początku Lechia mogła stracić punkty z przeciętnym zespołem z Górnego Śląska.
- Zobaczymy po spotkaniu. Nie lubię dodawać punktów przed meczem. Dlatego staramy się zrobić wszystko, aby po dwóch wygranych zawodnicy nie czuli się zbyt pewni siebie i nie uważali się już za mistrzów świata. Może kiedyś nimi będą, ale teraz na pewno nie są.
- Podczas przedsezonowej prezentacji prezes Maciej Turnowiecki zapowiedział, że celem Lechii jest zajęcie co najmniej ósmego miejsca w lidze. Może teraz trzeba trochę zweryfikować te plany i wyżej zawiesić drużynie poprzeczkę?
- Uważam, że potencjał tego zespołu lokuje ją w środku ligowej tabeli i zajęcie ósmej pozycji jest absolutnie w zasięgu jej możliwości. Oczywiście nikt nie zabroni piłkarzom zwyciężać. Jeśli zajmą wyższą lokatę, bardzo będziemy się z tego cieszyć.
- Szacunek budzą nie tylko dwa zwycięstwa, ale szczególnie rozmiary ostatniej wygranej z Cracovią, którą rozbiliście 6:2.
- Na pewno możemy być zadowoleni ze skuteczności zespołu oraz z całej gry w ofensywie. Nie popadamy jednak w hurraoptymizm. Zdajemy sobie bowiem sprawę z mankamentów oraz niedostatków, które dotyczą głównie postawy w obronie. W defensywie popełniamy za dużo błędów, których konsekwencją są stracone bramki.
- Może wynikają one z braku konkurencji? Trener Tomasz Kafarski ma w tej formacji do dyspozycji tylko siedmiu, a po kontuzji Sergejsa Kożansa, jedynie sześciu zawodników. Kłopoty bogactwa są natomiast w ataku, gdzie na jedno miejsce przypada aż pięciu zawodników. Proporcje są chyba trochę zachwiane?
- Dlatego czynimy starania, aby jeszcze w tej rundzie pozyskać jednego obrońcę. I to klasowego, który nie przyjedzie na testy, ale od razu podpisze kontrakt. Rozważamy również możliwość dołączenia do kadry pierwszego zespołu dwóch młodych zawodników z ekipy Młodej Ekstraklasy.
- Mówi pan o konieczności tonowania nastrojów po dwóch zwycięstwach, tymczasem można odnieść wrażenie, że rozbudziliście apetyty. Wprowadziliście premie za mistrzostwo Polski oraz za dwa miejsca na podium. Drużyna może liczyć na kwoty odpowiednio dwóch, półtora oraz miliona złotych do podziału.
- Wszystkie zespoły grają przecież o mistrzostwo Polski i niczego nie można wykluczyć. Teraz mamy zamiar zawsze ustalać takie premie. Poza tym zespół może liczyć na dodatkowe pieniądze także za zajęcie niższych lokat. Aż do siódmej pozycji.
- A jak wygląda ta gradacja?
- Za czwarte miejsce jest pół miliona do podziału, za piąte 300, za szóste 200, natomiast za siódme 100 tysięcy złotych.
- Piłkarze mogą także liczyć na pensje i premie za poszczególne mecze. A inne gratyfikacje? Obowiązują u was tak zwane wejściówki?
- Nie. Nie ma mamy bowiem zamiaru płacić za przegrane mecze. To tak jakby pracownik dostał dodatkowe pieniądze za to, że przyszedł do pracy i nic w niej nie zrobił. Są natomiast bonusy za całą rundę.
- Co z obsadą stanowiska dyrektora sportowego? Szukacie kogoś na miejsce Radosława Michalskiego?
- Nie przewidujemy już takiej funkcji.
- Czy przypadkiem Lechia nie uległa pewnej modzie tworząc w klubie takie stanowisko? Wiadomo, że generalnie dyrektorem sportowym jest były piłkarz o dość znanym nazwisku, uznanym dorobku i teoretycznie niezłych kontaktach w futbolowym światku. Teraz okazuje się, że taka osoba nie jest już w Lechii potrzebna.
- Po zmianie właściciela zmieniła się także filozofia. która preferuje model angielski, a nie niemiecki czy chociażby francuski. Według nowej koncepcji za stronę sportową odpowiada trener i on w tej dziedzinie jest suwerenem. Wcześniej współdziałał on w tej materii z dyrektorem sportowym, który miał także określone możliwości finansowe i organizacyjne. Teraz trener przejął całą odpowiedzialność za sferę sportową, a dwa ostatnie elementy spadły na moje barki.
- Jak układają się obecnie relacje na linii Lechia - urząd miasta?
- Określiłbym to mianem szorstkiej miłości.
- A czym przejawia się ta "szorstkość"?
- Cały czas prowadzimy rozmowy na temat warunków korzystania przez nasz klub z Baltic Areny. Nie ukrywam, że są to trudne negocjacje. Miasto ma swoje oczekiwania, a my mamy określone możliwości i na razie ciężko nam dojść do porozumienia. Brak konsensusu w tej kwestii na pewno przekłada się na naszą współpracę na innych płaszczyznach.
- Podobno główną kością niezgody jest fakt, że spółka BIEG 2012 zaczęła sprzedawać loże dla VIP-ow.
- Trzeba zapytać przedstawicieli spółki, dlaczego tak robią, a nie mają do tego naszych plenipotencji. Nie wiem też, na jakie imprezy czy mecze sprzedają te loże, bo na pewno nie na spotkania z udziałem Lechii. Przecież prawo do ich dysponowania ma tylko organizator imprezy. Jeśli ktoś nabędzie takie miejsca od spółki BIEG 2012 musi liczyć się z tym, że na mecze Lechii będzie je musiał kupić ponownie.
Reklama
LECHIA w grze. Nie dodaję punktów przed meczem
GDAŃSK. Rozmowa z Błażejem Jenkiem, dyrektorem Lechii Gdańsk.
- 19.08.2009 00:00 (aktualizacja 20.08.2023 23:23)

Reklama






Napisz komentarz
Komentarze