- Ojciec nie lubił uroczystości z orkiestrą i dywanami, więc może dobrze, że uroczystość tak jest kameralna – powiedział Maciej Kuroń, syn Jacka Kuronia, odsłaniając tablicę z nazwą patrona ronda Jego imienia. – Ojciec często powtarzał, że trzeba umieć się różnić pięknie. Jakie dziś ważne to słowa. I mówił: „Jak chcesz wypinać pierś, wypinaj ją tam, gdzie ludzi biją, nie tam, gdzie dają ordery”. Zamiast wieńców sadźmy na tym rondzie róże – dodał z łzą w oku Maciej Kuroń. – Niech kwitną temu światu.
- To radosny moment, utrwalać się będzie pamięć o Jacku Kuroniu w ważnej, rozwijającej się, części Gdańska – powiedział prezydent Miasta Gdańska, Paweł Adamowicz. – Każdy człowiek, nawet w epoce multimedialnej XXI wieku, potrzebuje wzorców. Życiorysów, do których może się odwołać. On do takich należał. Myślę, że teraz jest z nami. W dżinsowej kurtce, z uśmieszkiem, z ironią. Jest nam bardzo bliski.
Inicjatorem przedsięwzięcia jest Marek Formela, redaktor naczelny „Gazety Gdańskiej”. Decyzję o nadaniu rondu imienia Jacka Kuronia 29 listopada 2007 roku podjęła, mocą uchwały – na wniosek radnego Jerzego Borowczaka - Rada Miasta Gdańska.
Wszystko się odmieni
- Do Gdańska przyjeżdżał często po Sierpniu 1980 roku – powiedział Bogdan Borusewicz, marszałek Senatu RP. – Podpisaliśmy porozumienia z rządem nie 29 albo 30, a dopiero 31. Było związane to z tym, że Jacek siedział. Przyjaciel, świetny kompan. My, nieco młodsi, patrzyliśmy na niego jako na tego, który wyznacza ścieżki, żeby iść do przodu.
- Żył dobrze, godnie. Zostawił nie tylko pamięć, ale i dzieło służące innym ludziom - kontynuował rozważania Borusewicz. - Dzisiejsza uroczystość o tym świadczy. Część kierowców będzie wiedziała, kim był. Inni, czas upływa, może zapytają i ci, którzy z Nim blisko współpracowali, będą mogli jeszcze informacje przekazać. Dobrze, że Jacek Kuroń wrócił do Gdańska i że tu będzie - stwierdził wzruszony Bogdan Borusewicz.
- Był jednym z najważniejszych w naszych przemianach - powiedział Henryk Wujec. – Ale, widać, sława przemija. W świadomości powszechnej mało jest znany. Zawsze zaczynał od rzeczy małej, wydawałoby się, niemożliwej. Wychodziły z tego wielkie rzeczy. Więc dla Niego, sądzę, to nie przykrość, że teraz się spotykamy w nielicznym gronie.
- Są momenty trudne, musimy przez nie przejść - kontynuował Wujec. - Ale – to zapowiedź, że się wszystko odmieni. Wiedza, kim On był i co zrobił dla Polski, z pewnością się rozpowszechni. Coraz więcej ludzi zacznie tu składać wieńce. Czcić pamięć Jacka i opozycji demokratycznej i Solidarności, którą wszyscy razem jakoś zjednoczyliśmy. Dziękuję inicjatorom. Bo my w Warszawie ronda Jacka Kuronia nie mamy. Jesteście pierwsi. Gratulacje!
Lubił ruskie pierogi
- Mnóstwo czasu poświęcam nadal na pisanie książek kulinarnych - powiedział „Gazecie Gdańskiej” po uroczystości Maciej Kuroń. – Biorę udział w pokazach i wykładach prestiżowych w kraju i za granicą na temat polskiej kuchni. Narasta we mnie coraz bardzie pomysł na nowy cykl programów telewizyjnych.
Bo jego marzeniem od najmłodszych lat było zostać nauczycielem. Telewizyjne programy są potrzeb tych realizacją. Mówiąc o gotowaniu zawsze można wtrącić parę anegdot, prawd życiowych, żartów. Po wyjeździe z Gdańska Maciej udaje się na dwutygodniowy pobyt w Toskanii, by nie tylko „naładować akumulatory”, ale i pobuszować po „miejscach świętych dla kucharza”.
- Ojciec najbardziej lubił ruskie pierogi – wspomina Maciej. – To była jedyna potrawa, która pozwalał mojej babci gotować. Jedna trzecia sera, dwie trzecie kartofli, podsmażana cebulka, zwykle ciasto pierogowe – mąka z wodą. Jak był głodny za miskę takich pierogów wiele by oddał. Nie był długodystansowcem. Na jedzenie rzucał się jak orzeł z góry i po prostu połykał. Ale zjadał na raz najwyżej dwadzieścia pierogów.
- A nasza koleżanka opowiadała, że kiedyś babcia zrobiła pięćset pierogów, Jacek przyszedł z kolegą i zjedli wszystko – wtrąca Stanisław Andrzej Kuroń, brat Jacka, wujek Macieja.
Dusza kresowa
- Tata w kuchni nie czuł się najlepiej, chociaż dla matki był gotów zrobić wszystko, wiec czasami w niedzielę rano przyrządzał jajecznicę „po serbsku” – kontynuuje Maciej. – Kładł na patelnię boczek, pomidory, dużo ostrej papryki, do tego wbijał jajka. I tym daniem budził matkę. Mnie czasami udało się na to załapać, bo to było dla niej przeznaczone.
- Ja dla ojca gotowałem zawsze – mówi Maciej Kuroń. – Gotowanie wzięło się z mojej żarłoczności. Jak byłem w pierwszej klasie szkoły podstawowej rodzice wpadli na pomysł, że trzeba mnie zacząć odchudzać. I wtedy wiedziałem. Jak najdalej powinienem się trzymać od lekarza, a jak najbliżej kuchni. I już zostało.
- Myślę, że ojciec by się bardzo dobrze czuł dzisiaj – dodał Maciej. – Na pewno po trzy kielonki whisky byśmy wypili. Piosenek Okudżawy posłuchali. Popłakali. Poopowiadali dobre dowcipy. Taki był ojciec. Bezbłędnie przechodził od dowcipów i rechotania w płacz i czytanie wierszy. Bo duszę miał z rozmachem, kresową.
Lech Wałęsa, który nie przybył na uroczystość, przysłał list z pozdrowieniami dla rodziny Jacka Kuronia, o czym poinformowała Danuta Kobzdej, dyrektor wystawy „Drogi do Wolności”.
Reklama
Rondo Kuronia w Jasieniu. Pamięć i dzieło
GDAŃSK. 31 sierpnia, o godz. 16.45, rondu na Jasieniu nadano imię Jacka Kuronia. Był to jeden z ostatnich punktów programu Festiwalu Solidarności w XX Rocznicę Strajków Sierpniowych. Rondo usytuowane jest na Górnym Tarasie Nowej Trasy WZ u z biegu ulic Armii Krajowej i Kartuskiej.
- 06.09.2008 00:01 (aktualizacja 27.07.2023 19:51)

Reklama









Napisz komentarz
Komentarze