Kobieta na czerską policję zadzwoniła około 15.30 w poniedziałek. Odebrał akurat komendant Sławomir Janicki. W słuchawce usłyszał, żeby za to, co się zaraz stanie, nie obwiniać jej męża. Z tego co mówiła można było wywnioskować tylko jedno, że zamierza popełnić samobójstwo.
Gra na zwłokę
Komendant próbował wypytać kobietę o miejsce pobytu. Udało mu się tylko dowiedzieć, że weszła do lasu w okolicy Łukowa koło cmentarza radzieckiego. – Próbowałem rozmawiać jak najdłużej. Namawiałem ją, żeby szła w stronę ulicy. Stamtąd miał zabrać ją radiowóz – mówi Sławomir Janicki. Kobieta nie chciała podać numeru swojego telefonu. Te pięć minut rozmowy z komendantem wystarczyło jednak do namierzenia jej numeru telefonu. Wcześniej kobieta zgodziła się, że podejdzie do szosy. Obietnicy nie spełniła.
Poszukiwania
Komendant powiatowy policji ogłosił alarm. W poszukiwanie kobiety zaangażowali się policjanci, strażnicy miejscy z Czerska oraz strażacy z Czerska, Malachina i Mokrego. Razem osiemdziesiąt osób. W poszukiwaniach uczestniczyły też dwa psy tropiące. Nie udało im się jednak wyśledzić kobiety. Policja szybko namierzyła miejsce, gdzie znajduje się telefon komórkowy 38-letniej mieszkanki Czerska. Wskazane miejsce nie było jednak dokładne. Urządzenia nie radzą sobie w terenie leśnym. Do tego poszukiwana ciągle się przemieszczała. Komendant zadzwonił do niej znowu. – Była wulgarna. Nie chciała podać miejsca, gdzie się znajduje. Jakby była pod wpływem alkoholu lub jakichś innych środków – mówi Sławomir Janicki.
Znalazła się przy drodze
Około 21.00 poszukiwania trzeba było przerwać. Miały być wznowione we wtorek rano. Ściągano nawet policyjne jednostki z Gdańska. O 6.00 rano komendant ponownie zadzwonił do czerszczanki. Telefon miał zasięg. Nikt jednak nie odebrał. Później zasięg zginął. Około 7.30 kobietę przy drodze 22, przy skrzyżowaniu z drogą do Nieżurawy, znalazł przejeżdżający tamtędy mężczyzna. Leżała skulona w kłębek. Na miejsce przyjechali policjanci. Zabrali kobietę do samochodu i wezwali pogotowie.
Mogła umrzeć
– Miała szczęście, że cały czas się przemieszczała. W przeciwnym razie mogło się skończyć tragicznie – mówi Sławomir Janicki. Czerszczanka została przewieziona do chojnickiego szpitala. Była wyziębiona i wycieńczona. Policjanci nie próbowali nawet rozpytywać jej. Komendant czerskiej policji nie chce zdradzać, dlaczego kobieta zdecydowała się na taki krok. Policja rozpocznie śledztwo w sprawie umyślnego namawiania lub pomocy w targnięciu się na życie. Jak udało nam się ustalić, mąż zaginionej jest dobrze znany policji. Również ze swoich problemów z nadużywaniem alkoholu.
Szukało ją osiemdziesięciu ludzi. Mówiła, że ze sobą skończy
CHOJNICE. W poniedziałkowe popołudnie wszystkie czerskie i chojnickie służby postawiono w stan najwyższej gotowości. Na komisariat w Czersku zadzwoniła kobieta. Z tego co mówiła wynikało, że zamierza targnąć się na swoje życie. Poszła do lasu. Szukano jej do wieczora. Nad ranem znalazł ją kierowca jadący drogą 22. Leżała skulona i wyziębiona. Cudem uniknęła śmierci.
- 21.11.2008 00:12 (aktualizacja 01.04.2023 11:10)
Reklama







Napisz komentarz
Komentarze