Kościół katolicki nakazywał zaprzestanie walk i przemocy od Bożego Narodzenia (25 grudnia) do Trzech Króli (6 stycznia). Treuga Dei obejmował także inne święta i dni tygodnia: od czwartku wieczorem do poniedziałku rano. Zakazywano atakowania, ranienia czy zabijania innych ludzi, nakazywano nienaruszalność domostw, zapewnienie schronienia uciekającym i podróżnym. Za zabójstwo groziła kara śmierci, za zranienie – utrata ręki lub grzywna. Pogwałcenie tego prawdziwie Bożego prawa było więc nieopłacalne dla agresorów i awanturników. Niektórzy historycy piszą, ze Kościół naśladował starożytnych Greków, którzy zabraniali wojen w okresie igrzysk olimpijskich. To chyba jednak jest nadinterpretacja. Chrześcijański Pax et Treuga Dei wynikał z Ewangelii i nauczania Kościoła katolickiego.
Na portalu PCh24 (Polonia Christiana) czytamy: „Czym jest idea Pax et Treuga Dei – Pokoju i Rozejmu Bożego? Nie jest to koncepcja położenia kresu wojnie jako takiej, bo wojna jest dopuszczalna w świetle nauki katolickiej – zwłaszcza w trzech wypadkach: kiedy się bronimy, kiedy mamy doniosłą, a zarazem słuszną przyczynę toczenia walki, wreszcie kiedy występujemy w służbie Bożej. Treuga Dei to próba ograniczenia wojny w stosunkach międzyludzkich. Chodzi o uregulowanie stawiające pewne bariery i ograniczające wojnę”. By nie ranić niewinnych, jak to się dzieje we współczesnych, zbrodniczych wojnach totalnych.
To piękne prawo obowiązywało w średniowieczu! Ileż głupich i nienawistnych opinii na temat średniowiecza głoszono w czasach komunistycznych, ze względu na chrześcijański charakter tej kultury. Jako uczeń szkoły podstawowej byłem uczony, że średniowiecze to był czas ciemnoty. Dopiero podczas studiów otwarły mi się oczy na piękno sztuki, architektury i przede wszystkim myśli, filozofii średniowiecznej!
Z dumą mówimy o naszych czasach: demokracja, prawa człowieka, humanitaryzm etc. A przecież przy średniowiecznym Treuga Dei nasze czasy są żałosne. Czy możemy sobie wyobrazić, że Żydzi w strefie Gazy zaprzestaną mordowania kobiet i dzieci z powodu świąt?! Czy możemy sobie wyobrazić Putina (żegnającego się zamaszyście przed kamerami od prawej do lewej!), że wprowadza zawieszenie broni od 25 grudnia do 6 stycznia na Ukrainie? Prawda jest okrutna: żyjemy w czasach barbarzyńskich.
Podczas I wojny światowej, na froncie francuskim, który został słusznie nazwany rzeźnią ludzką, z inicjatywy lokalnych dowódców doszło do zawarcia Treuga Dei. Żołnierze wrogich armii przechodzili przez linię frontu, by z płaczem składać sobie życzenia na Boże Narodzenie. To trwało krótko, bo nie podobało się naczelnym dowództwom, a potem była znowu rzeź.
Kiedy w roku 2014 Rosja dokonywała zbrojnego zaboru Krymu, na Zachodzie lały się krokodyle łzy, że to się dzieje w czasie Igrzysk Olimpijskich, które na dodatek odbywały się w Rosji! I co? I nic. Obłudnicy niczego nie proponowali, choć zapewne wiedzieli, że agresorów naruszających prawo greckie czekały srogie kary. Biadolenie odnosiło się tylko do starożytnych igrzysk olimpijskich, a o chrześcijańskim Treuga Dei nikt nie wspomniał. To jeden z przejawów dechrystianizacji naszego świata.
Młody żołnierz 3 Wileńskiej Brygady AK ppor. Henryk Rasiewicz „Kim” napisał piękną kolędę, do melodii „Bóg się rodzi” w trakcie przygotowania Wigilii Bożego Narodzenia w brygadzie, 23 grudnia 1943 roku we wsi Kamionka. Kolęda „Kima” zawierała pragnienie Treuga Dei. Dla bezbożnych Niemców i bolszewików, z którymi walczyła 3 Brygada, to nic nie znaczyło. Prowadzili wojnę totalną bez litości i bez żadnych zasad, więc to przypomnienie Treuga Dei było odwołaniem się do chrześcijańskiej cywilizacji w konfrontacji z jej wrogami, było pragnieniem ładu Bożego, choćby tylko na czas Świąt.
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan Niebiosów obnażony.
Treuga Dei - już ostatni
Pocisk został wystrzelony.
Podnieś rączkę, Boże Dziecię,
Pobłogosław Ziemię całą.
Tyle smutku jest na świecie,
Miast kolędy, łzy Cię chwalą.
I wejrzyj na Polskę całą,
Z więzieniami, obozami,
By słowo ciałem się stało
I mieszkało między nami.
„Służba Polaków w obcych mundurach”
Dostałem wiadomość e-mail z Muzeum Historii Polski w Warszawie, zaproszenie na debatę pod takim tytułem. „Dołącz do rozmowy o trudnych wyborach, historii, tożsamości i pamięci […]. Podczas debaty zastanowimy się, jakie zasady poboru obowiązywały na ziemiach polskich w okresie zaborów i w XX wieku, jakie były motywacje Polaków wcielanych lub wstępujących do obcych armii”.
Poderwałem się w pierwszej chwili, bo temat jest mi bliski, namawiałem kiedyś ministra Jana Dziedziczaka, by utworzyć w Polsce muzeum w formie gabinetu figur woskowych o służbie Polaków w obcych mundurach, wyjaśniając dlaczego najbardziej patriotycznym polskim rodzinom ziemiańskim zależało na tym, żeby wysyłać swoich synów na oficerów w armiach zaborców; dlaczego wybitny oficer rosyjskiej armii, wykładowca w Wyższej Szkole Wojennej w Petersburgu, płk Romuald Traugutt skończył na rosyjskiej szubienicy jako niebezpieczny polski miatieżnik; dlaczego Władysław Anders był prymusem rosyjskiej szkoły oficerskiej i sam car wręczał mu oficerski patent, nie mając pojęcia, że to polski patriota. Moja rozmowa z ministrem była po tym, jak w Turcji odnaleziono trumnę z zachowanym ciałem w pełnym umundurowaniu pułkownika wojsk rosyjskich z lat 70. XIX wieku. Okazało się, że był to pradziadek „Inki”! Jednocześnie wiadomo, że ta rodzina była represjonowana po Powstaniu Styczniowym, więc nie był oficerem z miłości do Rosji!
Jeszcze raz przeczytałem maila: „Podczas spotkania porozmawiamy o udziale obywateli II Rzeczypospolitej w Wehrmachcie w czasie II wojny światowej”. Temat ważny, ale dlaczego porozmawiamy o udziale w Wehrmachcie po raz nie wiadomo który, a nie porozmawiamy o przymusowym udziale w armii drugiego śmiertelnego wroga: w Armii Czerwonej? O osobistych tragediach z tym związanych? Jesienią 1939 roku na zagrabionych Polsce przez Sowiety ziemiach odbyła się „paszportyzacja”. Dokumenty obywatela polskiego trzeba było oddać (do zniszczenia), młodzi Polacy stawali się obywatelami sowieckimi i sołdatami znienawidzonej krasnoj armii. Czy przez „obcy mundur” nie należy też rozumieć sowieckich uniformów dla żołnierzy „ludowych”, zaprojektowanych przez Wandę Wasilewską i inne szumowiny, kolaborantów sowieckich, z gapą na czapce (rzekomo „piastowską”) zamiast orła w koronie? Prof. Sławomir Cenckiewicz, mimo obowiązków w BBN, nie odmówiłby wystąpienia na ten temat. Ciągle bulwersuje poprawnych historyków o peerelowskich korzeniach twierdzeniem, że wojsko „ludowe”, strzelające do Polaków w Poznaniu w 1956 i na Wybrzeżu w 1970, nie było wojskiem polskim.
„Obcy” mundur innemu „obcemu” nierówny. W programie było m.in. wystąpienie specjalisty od epoki napoleońskiej. Czy naprawdę możemy zrównać jako obcy mundur napoleoński, skoro żołnierz Polski uwielbiał cesarza i widział w nim nadzieję dla Polski (vide sceny z „Pana Tadeusza”) ze znienawidzonym mundurem pruskim czy niemieckim z czasów Hitlera albo sowieckim?!
Jeśli w roku 2025, tyle lat po „upadku komunizmu”, ogłoszonym przez pewną komediantkę, która dziś atakuje Prezydenta RP, są jeszcze tematy tabu, to niewiele będzie pożytku z takich debat.







Napisz komentarz
Komentarze