Nasz Czytelnik ma niepełnosprawne dziecko, które dziś ma 20 lat. Przez 17 lat było ono pod opieką jednego ze stowarzyszeń, które prowadzi swą działalność na terenie gminy Zblewo.
Gorsze traktowanie córki
Mężczyzna jest zbulwersowany działalnością stowarzyszenia, któremu pod opiekę powierzył swoje dziecko.
– 17 lat moje dziecko należało do tego stowarzyszenia. Ja mogę tyle powiedzieć, że początkowo współpraca była bardzo dobra. Byłem zadowolony, dziecko było zadowolone, do momentu jak zmarł mąż prezesowej. Prowadziła to wszystko sama, ale już nie dawała rady... – wspomina nasz rozmówca.
Jak słyszymy dalej, postanowiono więc wybrać nowego prezesa i jego zastępcę. Na to ostatnie stanowisko wyłoniono naszego Czytelnika. Jak twierdzi mężczyzna, aby w pełni profesjonalnie przejść do nowych obowiązków, chciał zacząć od przejrzenia dokumentacji.
- Trzeba wejść w akta i dokumenty, ile jest dochodów, jakie są rozchody... Podeszła wtedy do mnie pani prezes, która w nowych strukturach była sekretarzem i mówi: do dokumentacji pan ani nie zajrzysz. Co się ukrywało pod tym? Od tego się zaczęło. Moja córka była od tego momentu traktowana gorzej. Podziękowaliśmy więc za taką współpracę. Wtedy pani prezes przywiozła swojego syna, by on przejął stery w stowarzyszeniu – dodaje nasz Czytelnik.
Dzieci stały w śniegu i mrozie
Tak też się stało. Nowy prezes przejął dowodzenie w stowarzyszeniu.
- Dowóz dzieci – makabra. Pomsta do nieba wołająca. W Bytoni jest przystanek i po drugiej stronie jest przystanek PKS. Nowy prezes nie zezwolił, żeby dzieci stały na przystanku. To musiały stać w śniegu i w mrozie... – wspomina z rozgoryczeniem mężczyzna.
Więcej na ten temat znajdziesz w aktualnym wydaniu Gazety Kociewskiej!








Napisz komentarz
Komentarze