Kilka dni temu do naszej Redakcji dotarł dramatyczny list jednego z ratowników medycznych.
- Jestem ratownikiem medycznym, który pracuje w zawodzie od dobrych 10 lat – informuje nasz Czytelnik, zatrudniony w Kociewskim Centrum Zdrowia. - Zawód ten traktuję bardzo poważnie, w końcu ratuję zdrowie i życie ludzkie. Cieszymy się, gdy nasze działania ratują komuś życie, gdy człowiek z zawałem trafia do szpitala we właściwym momencie. Gdy odbieramy poród i trzymamy na rękach nowe życie. To my ratownicy jesteśmy też świadkami wielu tragedii – śmierci młodych i starszych ludzi, gdy wszystkie możliwości ratunku zostają wyczerpane. Jesteśmy takimi samymi ludźmi jak ktoś, kto wykonuje inny zawód. Tak samo reagujemy na ból, cierpienie, niepewność – zauważa mężczyzna.
„Walę głową w mur”
Jak czytamy dalej, nasz Czytelnik - ratownik medyczny w starogardzkim szpitalu, przy 168 godzinach pracy zarabia 1200 zł.
- Już od jakiegoś czasu czułem, że bardzo trudno jest mi odłożyć pieniądze na szkolenie się. Bolało mnie to, bo ćwiczenia dawały mi zawsze pewność, że nawet w najdziwniejszych sytuacjach moja wiedza jest świeża i że sobie poradzę. Dziś jestem załamany, brak mi sił na walkę i zmianę tego, co się dzieje. Pracuję dużo, ponad 200 godzin miesięcznie, chcę się rozwijać, bo jeszcze sporo lat pracy przede mną. A jednocześnie walę głową w mur. Mam jeszcze sprawne ręce i kręgosłup – jeszcze – bo wielu kolegów już nie ma tego szczęścia – dodaje ratownik.
Jak pisze dalej, w praca w zespole, w którym są tylko dwie osoby i częste wyjazdy do osób z chorobami kardiologicznymi, które zwykle ważą około 100 kg i które trzeba wziąć na swój kręgosłup, nie oszczędza organizmów ratowników.
- Jako ratownicy medyczni jesteśmy przygotowani w pełni, by pomóc osobie poszkodowanej, której życie lub zdrowie jest zagrożone. Możemy samodzielnie podać około 47 leków i wykonać wiele specjalistycznych czynności. To plus dla pacjenta, ale też ogromna odpowiedzialność dla ratownika, który musi być zawsze przygotowany teoretycznie i praktycznie. Tylko kiedy i jak się do tego przygotować? Szpital w Starogardzie na każdym kroku pokazuje, że dla niego liczą się wyłącznie pieniądze, a ewentualne wyrzuty sumienia zrzuca na barki ratownika medycznego – na moje barki. Szczerze mówiąc nie mam już sił na to patrzeć, na to jak wszystko wkoło pozwalają na to by prezes szpitala i jego zastępcy zarabiali krocie na nieszczęściu tych, co są na samym dole. Jak mam spojrzeć w oczy pacjentowi, który będzie potrzebował mojej pomocy, a ja po prostu nie będę umiał mu pomóc, bo szkolenie, na które powinienem pojechać kosztuje tyle, co moja miesięczna pensja? - pyta z żalem nasz Czytelnik.
Więcej na ten temat znajdziecie w bieżącym wydaniu Gazety Kociewskiej.








Napisz komentarz
Komentarze