Do naszej Redakcji dotarła roztrzęsiona kobieta. Chciała opowiedzieć o dramatycznej sytuacji, do jakiej doszło kilka minut przed wizytą u nas. Jak usłyszeliśmy, nasza Czytelniczka podróżowała wraz z rodziną autobusem Miejskiego Zakładu Komunikacji nr 19 z przystanku w okolicach dworca PKS na Rynek.
Dramatyczny pościg za autobusem
- Jechaliśmy do domu, mieszkamy w okolicy Przylesia. Rynek miał być miejscem przesiadki z autobusu nr 19 do autobusu nr 12 – mówi nam pani Martyna. - Mieliśmy ze sobą dwa wózki dziecięce. Gdy dojechaliśmy na Rynek, postanowiliśmy najpierw je wyprowadzić. Córka została na siedzeniu, nieopodal drzwi. Nie zdążyłam się odwrócić, a drzwi autobusu były już zamknięte! – wspomina z rozżaleniem kobieta.
Rodzice czterolatki próbowali krzyczeć, dobijać się do drzwi, by kierowca otworzył i wypuścił ich malutką córkę.
- Długo pukałam, krzyczałam ale kierowca nie zwracał na mnie uwagi i po prostu odjechał – zaznacza pani Martyna.
Kobieta rozpoczęła paniczny pościg za autobusem.
- Biegłam co sił w nogach, próbując zwrócić na siebie uwagę. Gdy autobus zatrzymał się przed przejściem dla pieszych znów pukałam w drzwi, by kierowca mi otworzył. Ale znów to zignorował. Jestem pewna, że mnie widział, że słyszał moje krzyki i dobijanie się – dodaje nasza Czytelniczka.
Dziewczynka była przerażona
Ojciec dziewczynki został na przystanku z dwoma wózkami. Pani Martyna biegła dalej. Jedyne o czym myślała to, by jak najszybciej uwolnić swoje dziecko.
- Gdy dobiegłam do kolejnego przystanku, na którym zatrzymywał się autobus, na zewnątrz stał jakiś pan z moją córką. Czekał na mnie, jestem mu bardzo wdzięczna, że wziął wystraszoną Alicję i wyprowadził ją z tego autobusu. Gdyby nie on, nie wiem dokąd ten kierowca by ją wiózł... I jak skończyłaby się ta historia. Alicja była przerażona, że została sama w autobusie pełnym obcych ludzi. To przecież jeszcze małe dziecko – zauważa ze smutkiem nasza rozmówczyni.
Rodzice 4-letniej dziewczynki przekazali informację o dramatycznym pościgu za autobusem władzom MZK. Nasza Redakcja również skontaktowała się z Zakładem, by wyjaśnić, jak mogło dojść do takiej sytuacji. Na dzień publikacji niniejszego artykułu, nie uzyskaliśmy jednak żadnego komentarza.
Tymczasem zachęcamy do podzielenia się opinią w tej sprawie. Może spotkaliście się z podobną sytuacją?







Napisz komentarz
Komentarze