Oficjalnie w Demlinie działały dotychczas trzy firmy zajmujące się odpadami, czyli mówiąc jaśniej, śmieciami. Jedna zajmowała się przetwarzaniem tworzyw sztucznych, druga dodatkowo prowadziła zbieranie odpadów, trzecia zajmowała się sprzedażą odpadów i złomu. Mieszkańcy mimo wielu uciążliwości akceptowali taki stan rzeczy do momentu, gdy działalność tych trzech firm nie zaczęła powiększać zajmowanego terenu.
Zdecydowana większość mieszkańców jest oburzona tą sytuacją. Nikt przecież nie chce mieszkać obok rozrastającego się śmietnika. Mieszkańcy żalą się, że do tej pory, okolica była spokojna, wokół zielone łany i drzewa. Niedaleko jest też jezioro. Urok tej niewielkiej miejscowości docenili „miastowi” planując na tym terenie swoją przyszłość. Demlin miał być ich oazą, marzeniem o spokojnej przyszłości. Teraz boją się, że oaza zamieni się w piekło.
- Staramy się być proekologiczni, wszyscy nas edukują w tej materii, a nielegalne wysypiska wciąż mają prawo bytu, mogą się rozrastać, niczym niekontrolowane, niezabezpieczone? Jakim prawem? - pyta jedna z mieszkanek.
- Tam jest lęgowisko szczurów i robactwa – mówi Krystyna Schulz, bezpośrednio sąsiadująca z punktem zbierania odpadów. - Te śmieci miały być regularnie wywożone, tymczasem od dawna żaden ładunek stamtąd nie wyjechał, a śmieci z dnia na dzień przybywa. Codziennie wjeżdżają pełne tiry, wyjeżdżają już puste. Syn miał plany na przyszłość, chciał się budować na działce. A jak ma się budować, parę metrów od wysypiska śmieci? - pyta.
W spokojnej wsi Demlin przestało być spokojnie. Mieszkańcy narzekają, że zamiast ciszy jest ustawiczny hałas, odór wydobywający się z rozkładających odpadów, robactwo i zagrożenie zdewastowania naturalnego krajobrazu i walorów turystycznych okolicy.
Właściciel tłumaczy
Właściciel spornej działki Jan Kruk twierdzi, że nie ma nic do ukrycia. Mówi, że regularnie jest w kontakcie z urzędem miasta, dopełnia wszelkich formalności, doszło do porozumienia w sprawie wywozu odpadów z działki.
- Wytłumaczyłem się i dostałem termin, z którego się wywiążę. Po pierwsze nie mylmy pojęć. Nie chodzi o składowanie tylko zbieranie odpadów. Jeśli chodzi o szczury to nie jesteśmy ich źródłem. My dopełniamy przepisów i regularnie wysypujemy trutki, przeprowadzamy deratyzacje – mówi właściciel firmy. – Nie planuję żadnej innej działalności aniżeli ta, która jest w dokumentacji. Nie będzie tutaj azbestu ani żadnej spalarni - tłumaczy.
Mieszkańcy proszą o zwołanie zebrania, gdzie obecne będą wszystkie zainteresowane strony łącznie z właścicielem firmy Euro Złom, burmistrzem i przedstawicielem Wydziału Ochrony Środowiska. Chcą dyskusji, chcą by ich wysłuchano. Postępowanie administracyjne w tej sprawie trwa.
Sprawie zbadał również Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Gdańsku. Z kontroli wynika, że mieszkańcy mają rację, działalność na działce prowadzona była nielegalnie.
Napisz komentarz
Komentarze